Wersja audiobook

“Czysty świat”

Był upalny poranek, 32 stopni w cieniu, było prawie jak w 2013 roku tylko
bardziej ekstremalnie i zmiennie. Wstał pośpiesznie, zebrał najpotrzebniejsze rzeczy:
trochę jedzenia butelkę napoju, całą gotówkę jaką miał, jakieś ubrania i wyszedł bez
zwracania na siebie uwagi, pozostawił całą elektronikę, karty płatnicze i większość
dokumentów. Wiedział jedno musi się spieszyć i w końcu zrobić to, co powinien
zrobić dawno temu – wynieść się stąd i to daleko, zanim się zaczęło to wszystko.
Chciał a właściwie chcieli… żeby to był tylko zły sen, chcieli się obudzić. Udał się
doskonale znaną drogą, szedł pośpiesznie, ale nie biegł to mogłoby zaalarmować
władze.
– ten cholerny monitoring jest wszędzie a soft do tego badziewia sam pisałem no i po
co?! – pomyślał i jeszcze bardziej zwolnił kroku. Po drodze zaczął rozpamiętywać, od
czego się to wszystko zaczęło… może od ograniczania wolności słowa i chęci coraz
większej kontroli nad społeczeństwem a może chęci wyplenienia nałogów a potem
wszelkiej odmienności i chęci coraz większej kontroli nad ludźmi.
– teraz to nie ważne, czemu tak jest, ale jestem a w zasadzie jesteśmy na czarnej
liście – mruczał pod nosem. Czekając na autobus wzbierał w nim coraz większy
niepokój czy zdąży oraz złość na całą sytuację, w końcu rozmyślania przerwał szum
kół oraz prawie ludzki głos z głośnika „Linia…” nie dosłuchał, bo wiedział, że to
właściwy pojazd, wsiadł i usiadł jak najbliżej drzwi i zaczął liczyć przystanki. Starał się
nie myśleć o tym, co niedługo zrobi, próbował skoncentrować się na celu tej
paronastominutowej jazdy urywanej co jakiś czas przystankami. Szybko przemierzył
te kilkaset metrów, na parterze okazał dokumenty, zrobił to dla zasady, mógł tego
nie robić, bo go znali, ale wolał trzymać się planu i nie generować żadnych anomalii
w swoich działaniach. Szybko dotarł na piętro cicho zapukał (tak jak zwykle) i wszedł,
szybko zrzucił ciężkawy plecak i mocno się w Nią wtulił i chociaż na chwile oboje
zapomnieli o tym „idealnym świecie”, w którym, nie było już dla nich miejsca.
Gdyby mógł to by tak został czując Jej delikatne ciepło i czułe objęcia i lekkie drżenie
spowodowane stresem, ale zaczął mu trochę kręgosłup doskwierać od trochę
niewygodnego nachylenia.
– Będzie dobrze, jakoś to będzie, zobaczysz jakoś się ułoży. Ech, nie sądziłem, że
kiedyś zatęsknię za tymi starymi „trudnymi czasami”, kiedy traktowali nas jak ludzi
„drugiej kategorii”, ale jakoś traktowali. Wiesz, że musimy to zrobić, to nasza jedyna
szansa na cokolwiek, bo teraz naprawdę zostaliśmy pozostawieni sami sobie
(jeszcze), ale niedługo i nami się „zajmą”. – Powiedział tak bardzo uspokajającym
głosem, na jaki było go stać w tym momencie, ale chyba nie brzmiał zbyt
przekonująco.
– Wiem, ale, po co to wszystko i tak prędzej czy później… -zaczęła niezbyt pewnym
głosem
– ćśśś.. Ma sens, każdy dzień więcej przy Tobie daje mi siłę żeby to ciągnąć dalej i
walczyć o kolejne jutro dla nas… – powiedział cicho i nie dokończył, bo przytuliła go
mocno uściskiem nieznoszącym sprzeciwu. Tuliła go mocno i szeptała ciepłe słowa,
które dodawały mu sił i trwali jeszcze dłuższą chwile w jedności wtulonych w siebie
ciał.
– już czas, musimy działać. Masz wszystko? – Powiedział wyprostowując się powoli.
– Tak mam. Co chcesz zrobić? – Zapytała z nutką strachu i niepewności w głosie.
– Dać nam trochę czasu… -powiedział spokojnym głosem z nutką chytrej satysfakcji.
Podszedł do komputera i usiadł, stała tuż obok.
– wiesz, że nie lubię jak zagląda mi się przez ramię – powiedział udając
zniecierpliwiony profesorski ton.
– Wiem – powiedziała lekko zadziornie całując go delikatnym wargami w policzek.
– No to do roboty… Reszta gotowa? Wiewióra, Muzykant, Klepacz i cała reszta? –
Zagadał lekko rozmyślonym głosem
– Tak – powiedziała krótko i zdecydowanie.
Odwrócił się do klawiatury i poczuł znajome uczucie, prawie zapomniane, ale
mieszkające w nim od dawna. Mieszanka niepokoju, ekscytacji, uderzenia adrenaliny
i czegoś, czego nie był w stanie opisać. Zaczął pisać komendy w terminalu,
wywoływał skrypt po skrypcie przeskakując z serwera na serwer, gubiąc
elektroniczną pogoń, która niedługo się zacznie, gdy był dostatecznie „daleko” zatarł
ręce i mruknął pod nosem
– No to teraz się zacznie, ciekawe, co Wy na to….
Oderwał się napiętą uwagą na dłuższą sekundę od klawiatury żeby skoncentrować
się na Jej delikatnej, ciepłej dłoni lezącej na jego ramieniu.
– Ileż to kilometrów w tych ślicznych delikatnych dłoniach… – zaczął rozmyślać,
odrywając się od ciężkich chmur trudnej rzeczywistości, delikatnie Ją pocałował i
wrócił myślami do czekającego go zadania.
– Już czas użyć dostępu do tego kompa kwantowego, a nie mówiłem, że kiedyś się to
przyda, tak czułem! Czas użyć ich broni przeciwko nim – powiedział z nieskrywaną
satysfakcją w głosie.
Zaczął procedurę logowania: najpierw sieć VPN, potem identyfikacja loginem i
certyfikatem i na koniec token sprzętowy z hasłami jednorazowymi i challengeresponse,
dotknął małego przycisku na tokenie, który do złudzenia przypominał mały
pendrive i za moment dłuższe przytrzymanie tego samego przycisku i miał pełny
dostęp.
– To aż dziwne, że do tej pory się nie pokapowali… Dobra nasza! – Powiedział dość
głośno i szybko się powstrzymał od głośniejszych komentarzy.
Szybko znalazł swój skrypt i go uruchomił bez chwili wahania. Po chwili komputer był
jego i tylko jego, po minucie miał dostęp do wszystkich komputerów władzy
wystawionych, do jakiejkolwiek publicznej sieci, kolejnym poleceniem zrobił porządek
z monitoringiem.
– Macie swoje społeczeństwo informacyjne, macie swoją „wolność” – mruknął pod
nosem.
Ostatnie kilka poleceń, szybka bieganina palców po klawiaturze, prawie w ogóle nie
patrzył na ekran i ostatni Enter.
– Idziemy, weź wszystko, ale telefon zostaw.
– Wiem, mam wszystko.
– To dobrze, powiadom resztę.
– Poszło.
Wzięła swoją torbę na kolana, zgarnął plecak zarzucił sobie na plecy i wyszli, pchał
Jej wózek bez wysiłku i z wprawą kierowcy, który spędził pół życia za kółkiem.
Przemknęli cicho korytarzem, zjechali windą na parter, podszedł po dokumenty.
– Wybieracie się gdzieś?
– Jedziemy na urlop – odpowiedzieli prawie jednocześnie.
– Dziękujemy. Dowidzenia.
– Uff, wszystko ok. to tylko zwykła ciekawość, nic się nie dzieje – powiedział,
oddychając z ulgą.
Wsiadła za kierownicę, on szybko złożył wózek upchnął go z tyłu i wsiadł po stronie
pasażera, z takim wzrokiem to nikt mu prawka nie da.
– Dobra, jedziemy, mamy coraz mniej czasu – powiedział lekko ponaglająco.
– To gdzie dokładnie jedziemy?
– Po resztę grupy, nie zostawiamy swoich.
– Nie zostawiamy… – powiedziała lekko zamyślona ruszając powoli.
Po drodze nie rozmawiali za dużo, nie chciał Jej rozpraszać. Każde z nich
zastanawiało się, jaka przyszłość ich wszystkich czeka i jak uda im się przetrwać w
idealnym czystym świecie, wolnym od różnorodności, wolności myśli, słowa i
stanowienia o swoim życiu.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments